W latach 1950-1959 przez świat przetoczyła się epidemia choroby Heinego-Medina, zwanej tak od nazwisk dwóch lekarzy, niemieckiego i szwedzkiego, którzy w latach 1840-1890 jako pierwsi opisali tę chorobę. To się przyjęło, chociaż prawidłowa nazwa to poliomyelitis anterior acuta, czyli zapalenie rogów przednich rdzenia kręgowego – w skrócie polio. Polio jest chorobą wirusową. Najbardziej zjadliwy jest typ 1 wirusa, który uszkadza wybiórczo motoneurony, czyli neurony ruchowe rdzenia kręgowego, unerwiające nasze mięśnie. Uszkodzenie motoneuronów prowadziło do niedowładów mięśni i porażeń wiotkich, szczególnie kończyn dolnych. Większość zarażonych wirusem polio przeszła infekcję bezobjawowo, ale u wielu osób choroba pozostawiła po sobie różnego stopnia niepełnosprawność ruchową i zaburzenia neurologiczne.
Szacuje się, że na porażenne polio w Polsce zachorowało od 20 do 25 tys. osób, głównie dzieci. Chorych umieszczano w tzw. żelaznych płucach, tzn. specjalnych kapsułach, które umożliwiały oddychanie. Śmiertelność była wysoka, ponieważ tych żelaznych płuc zwyczajnie brakowało.*
Brakowało również personelu do opieki nad chorymi. Pomimo, że był to czas, kiedy w PRL-u obowiązywał nakaz pracy, sytuacja była szczególna i praca przy tych chorych była szczególna, dlatego zwracano się do adeptek zawodu, aby dobrowolnie podejmowały się pracy w szpitalach i oddziałach zakaźnych.
Jedna z naszych koleżanek, Irena Iżycka (†2014), która uzyskała dyplom pielęgniarski w 1951 roku, wraz z kilkoma innymi uczennicami, odpowiedziała pozytywnie na ten apel. Dziewczęta zdały dyplom i w tym samym dniu, prosto z sali egzaminacyjnej zostały skoszarowane w jednym z budynków krakowskiego szpitala dr Anki (obecnie im. Jana Pawła II). Miały zakaz opuszczania terenu szpitala, dostały też przydział obowiązków na dziecięcym oddziale zakaźnym.
Pozostałe koleżanki cieszyły się swobodą i prawdopodobnie świętowały radość ze zdanego egzaminu tańcami na komersie… A nasze bohaterki? Cóż, zostały odcięte od świata i zabawa przeszła im koło nosa…
Był jednak ktoś, kto zauważył i docenił ich decyzję.
Hanna Chrzanowska, uwielbiana przez nie instruktorka, przyszła pod okna budynku w którym były skoszarowane i wręczyła im kwiaty z gratulacjami, aby dać im choć małą namiastkę świątecznej radości, która powinna im towarzyszyć w tym dniu, a z której dobrowolnie zrezygnowały, bo taka była potrzeba tego trudnego czasu epidemii.
W 2001 roku Światowa Organizacja Zdrowia uznała, że Europie choroba Heinego-Medina już nie zagraża, dzięki szczepieniom.
Krystyna Pęchalska, członek KSPiPP
…………………………………………………………
* Informacje zaczerpnięto ze strony http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/636437
0 komentarzy