„Świętości życia od poczęcia do śmierci broniąca” – różaniec, tajemnice radosne

Świętości życia od poczęcia do śmierci broniąca…

Panie Jezu, jak dobrze, że znowu możemy spotkać się z Tobą. Powiedziałeś o sobie: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Tak, jesteś naszym życiem, w Tobie odnajdujemy sens wszystkiego, prowadzisz nas do domu Ojca, skąd wyszliśmy. Walczysz o nas. Ulepieni z prochu, w proch się obrócimy, ale nie umrzemy, bo Twoje życie jest w nas. Podzieliłeś się z nami swoją naturą. Nosimy w sobie otwarcie na nieskończoność, na świętość i nic, co skończone nigdy nas nie zadowoli. Dziś chcemy w sposób szczególny dziękować za dar naszego życia. Stworzyłeś nas z miłości, z miłością i do miłości, więc niespokojni będziemy dopóki na nią nie odpowiemy.

Jako wprowadzenie do dzisiejszej adoracji wysłuchajmy Pieśni Madonny na chwałę człowieka Romana Brandstaettera:

Sławię człowieka, który jest dziełem mojego Syna.

Mój Syn ulepił go z materii i energii i dał mu twarz wieczności.

Stworzył go na podobieństwo swojego nieśmiertelnego bytu.

Jego mózg uczynił świątynią mądrości.

Jego serce tronem miłości i krwi.

Jego zmysłom dał intuicję aniołów, wyobraźni – głębię niebiosów,

ciału –piękno cedrów libańskich.

Uderzam palcami w siedmiostrunną lutnię i śpiewam twoją chwałę w zgromadzeniu gwiazd.

Gram Twojemu imieniu, bo jest wdzięczne.

Gram imieniu dzieła Pańskiego, bo jest dobre i miłe.

Więc dlaczego smucisz się i szukasz sensu swojego istnienia na mieliznach

i w niezmierzonych przestrzeniach kosmosu?

Jak wielki jest twój smutek.

Dlaczego lękasz się życia i śmierci, wieczności i przemijania, i cienia własnej dłoni?

Jak wielki jest twój lęk.

Nie trwóż się!

Nie jesteś tak potężną egzystencją, jaką pragniesz być,

albowiem jesteś potężniejszą od najśmielszych twoich wyobrażeń.

Nie jesteś osią kosmosu, który przemija, ani osią życia, które się wypala,

Ani osią swojego domu, złota i sadu, które są marnością nad marnościami.

Ani nawet nie jesteś osią tego, co tworzysz.

Jesteś czymś więcej!

Mój Syn krąży dookoła Ciebie, jak rój pszczeli dookoła ula, jak ptak dookoła gniazda,

jak Ziemia dookoła osi.

Jesteś osią Boga. Nie przeminiesz nigdy.

Spłonie ziemia. W popiół rozsypie się kosmos,

ale ani jeden atom twojego istnienia nie zginie, duszo człowiecza.

Wieczne są obroty Boga dookoła Ciebie, najpiękniejszy z pyłów. Pyle człowieczy.

Pierwsze minuty spędzimy na cichej adoracji.

* * *

Panie Jezu, w naszych czwartkowych adoracjach przewodniczką jest bł. Hanna Chrzanowska. Wciąż rozważamy wezwania litanijne. Za kilka dni będziemy obchodzić dzień świętości życia, dlatego dziś zatrzymamy się nad słowami:

Bł. Hanno Chrzanowska, świętości życia od poczęcia do śmierci broniąca – módl się za nami!

(śpiew inwokacji)

W 1957 roku chcąc zaalarmować Kościół o tym, co się dzieje w ciszy mieszkań krakowskich, bł. Hanna opisała szereg przeraźliwych przypadków, z którymi zetknęła się jako instruktorka pielęgniarstwa domowego. Posłuchajmy!

O kolejach losów matek i dzieci pozamałżeńskich można by dosłownie napisać tom na podstawie naszych sprawozdań. Staramy się przywiązać matkę do dziecka, staramy się zainteresować ojca. Raz udało się skojarzyć małżeństwo. W wielu wypadkach udało się rozbudzić uczucia macierzyńskie. Wyrwałyśmy matkę i dziecko z sideł handlarki dziećmi i fabrykantki aniołków (skrobanki). Brakuje nam czasu i osób wobec morza zagadnień. Oto przykłady pierwsze z brzegu.

Matka nieślubna jakoś donosiła ciążę, ale jeszcze nic straconego: kiedy dostała bólów porodowych, otwiera okno na mróz i rodzi stojąc – niech się dziecko zaziębi i potłucze. Tak ją zastają sąsiedzi. Na klinice nie rezygnuje. Strąca dziecko z łóżka, ale i to nic nie pomaga. Umieszczamy dziecko w zakładzie.
Matka nieślubnego dziecka na klinice położniczej. Dzieckiem zajmować się nie chce. Otaczamy ją opieką po wypisaniu: ponieważ nie ma warunków pozwalających na powrót do domu z dzieckiem, to ostatecznie umieszczamy w Domu Małego Dziecka, bo w domu Matki i Dziecka chwilowo przyjęcia wstrzymane: kwarantanna. Ale sprawa najważniejsza- rozbudzenie w matce uczuć macierzyńskich. Młodziutka pielęgniarka co dzień prowadzi ją do zakładu, aby karmiła dziecko. Po kilku dniach matka chodzi już sama, „nie można jej odgonić”.
ul. Szewska. Chora lat 47. Od dziesięciu lat choruje, od ośmiu unieruchomiona, reumatyzm z deformacjami. Kiedy przed ośmiu laty objęto ją opieką, chora przemyśliwała o samobójstwie. Namawiała małą dziewczynkę, aby jej przyniosła lek. Pielęgniarki zadbały o jej życie religijne. Obecnie nie myśli o samobójstwie. Zajmują ją różne szczegóły życia. Centralnym punktem dnia jest dwugodzinna pielęgnacja.
Spelunka na Kazimierzu. Chora bez nogi i ręki – stracone w wypadku, bo alkoholiczka wpadła pod pociąg. Lat około 60-ciu, pije nadal ukrywając to przed pielęgniarkami. Wymyśla im setnie, to znowu słodka. Pielęgnujemy ją od lat.
Mąż alkoholik, żona po operacji mózgu. Objęłyśmy opieką, kiedy się wydawało, że jest w agonii. Bezwład całkowity, nieprzytomność, odleżyny ogromne. Odchuchana, obecnie trochę chodzi, mówi bełkotliwie, ale całkowicie przytomna, zadowolona z życia. Mąż ją kocha i dba o nią. Mają wychowankę. Dziecko było z początku bardzo trudne, bo takich miało przybranych rodziców. Pielęgniarka razem z sąsiadką zadbały o odzież i wychowanie. Obecnie dziewczyna jest już prawie dorosła, dobra, gospodarna, dba o matkę.
Chory stary człowiek, były nauczyciel, pedant. Póki mu siły pozwalają, zwleka się i froteruje podłogę. Opuszczony przez rodzinę, nawet rodzonego syna. Dopiero, kiedy przychodzi agonia, krewni stają się dobrzy, jako anieli…
Pielęgniarka wchodzi do pokoiku zarośniętego brudem i pajęczynami. Z łóżka w kącie odzywa się krzyk: proszę ich szukać pod łóżkiem – pielęgniarka jak urzeczona zagląda pod łóżko- siedzą tam gołębie. To jedyna pociecha 40-letniego samotnika, ciężko chorego na serce, z nogami jak kłody. Chory żarty przez muchy – najważniejsze to rozwieszanie lepów. Całe festony lepów. Brud i głód. Myjemy, nosimy leki. Chory jest dobry, łagodny. Któregoś dnia zastajemy trupa. Gaz był odkręcony. Są podejrzenia, czy to nie rodzina, żeby zagarnąć jakąś tam chudobę…
(śpiew inwokacji) Za chwilę odmówimy różaniec, w którym będziemy polecać wszystkie intencje zanoszone za wstawiennictwem bł. Hanny. Odczytajmy je. (tu odczytujemy prośby) (śpiew inwokacji)

Zapraszamy do włączenia się w modlitwę, do przewodniczenia poszczególnym dziesiątkom. Dziś odmówimy tajemnice radosne.

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego

Wierzę w Boga, Ojcze nasz, 3 x Zdrowaś Mario

Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie

Cud poczęcia dokonuje się z Twojej woli, Panie. Zanim ukształtowałeś nas w łonie matki, znałeś nas. Nim przyszliśmy na świat, poświęciłeś nas (por Jr 1,5). Dziecko pod sercem matki już jest niepowtarzalną osobą, stworzoną przez Ciebie z miłości i dla miłości. Życie, którym je obdarzasz jest święte i nikt nie ma prawa mu go odebrać. Ono należy do Ciebie i tylko Ty masz nad nim władzę. Bez Ciebie nie mogłoby ani zaistnieć ani trwać. A teraz przychodzisz, żeby je odrodzić.

Z rachunku sumienia autorstwa bł. Hanny:

Jak traktuję życie nienarodzone? Czy znam dokładnie stanowisko Kościoła, postępuję zgodnie z nim i w myśl jego udzielam wskazówek? Czy mam odwagę przekonań odmawiając pomocy przy śmiercionośnych zabiegach? Czy nie wyśmiewałem rodzin wielodzietnych? Czy w razie zagrożenia życia nienarodzonego poczyniłem wszystko, co w mojej mocy, aby je ratować?

Nawiedzenie świętej Elżbiety

Podeszła w latach Elżbieta ma urodzić syna. Jak zareagowało otoczenie na tę wiadomość? Szemraniem? Niedowierzaniem? Maryja opromieniona Twoim blaskiem Panie, już działa jak Ty. Pochyla się z miłością i szacunkiem nad budzącym się życiem i nad tą, która je nosi. Pomaga przezwyciężać trudności.

Z rachunku sumienia autorstwa bł. Hanny:

Czy otaczałem specjalną opieką matki niezamężne, starając się, aby w nich rozdmuchać tłumioną miłość macierzyńską i zapewnić im możliwe warunki bytu?

Należy stworzyć matce takie warunki, by przynajmniej w ciągu kilku tygodni, żyjąc spokojnie, mogła myśleć tylko o dziecku, karmić je, pielęgnować. Takich parę tygodni rozstrzyga o przyszłym losie dziecka: matka, przywiązując się do niego, już go tak łatwo nie opuści.

Narodzenie Pana Jezusa

Betlejemska noc. Zatrzaśnięte drzwi domów. Narodziny w stajni pośród bydląt. Panie Jezu, od pierwszych chwil identyfikujesz się z tym, co słabe, bezbronne, odrzucone, bo sprawiające kłopot, nieproduktywne, nie przynoszące zysku. Życie, z którym świat się nie liczy, ma wciąż nieskończoną wartość przed Tobą.

Z rachunku sumienia autorstwa bł. Hanny:

Czy ze zdwojoną życzliwością pielęgnowałam nieprzytomnych, dzieci i starców? Czy otaczałam specjalną opieką zatroskanych i płaczących?

Ofiarowanie Pana Jezusa

Symeon wypowiada słowa proroctwa o Tobie Panie: „Oto ten przeznaczony jest na powstanie wielu w Izraelu”. Ten, kto upadł, może powstać w Tobie. Ten kto upadł, może zacząć wszystko od nowa z Tobą. Celnicy i nierządnice mogą wejść przed nami do królestwa niebieskiego (por. Mt 21,31). Bóg nikogo nie skreśla. Każdego wyczekuje. Chce przyodziać wspaniałą szatą, założyć sandały na nogi i pierścień na palec. Przywrócić godność. Usynowić.

Z rachunku sumienia autorstwa bł. Hanny:

Czy nie żywiłem pogardy dla tzw. „mętów społecznych”, alkoholików, chuliganów, prostytutek? Czy nie machnąłem ręką: „dla takich nie warto się męczyć”?

Znalezienie Pana Jezusa w świątyni

Panie Jezu, trzy symboliczne dni, które spędzasz w świątyni jerozolimskiej z dala od bliskich, są już zapowiedzią Paschy – Twojej śmierci i zmartwychwstania. Na Golgocie, w chwili przejścia, też będziesz osamotniony, opuszczony przez wielu, zostaną najwierniejsi.

Z rachunku sumienia autorstwa bł. Hanny:

Jaki był mój stosunek do umierających? Może nie było przy nich nikogo z rodziny – czy zrobiłem wszystko, aby ją zastąpić? Czy nie pozostawiłem umierającego samemu sobie?

Modlitwa przygotowana przez panią mgr Justynę Paluch, sekretarkę kancelarii parafii św. Mikołaja w Krakowie

Via Lucis z błogosławioną Hanną Chrzanowską

STACJA I

JEZUS POWSTAJE Z MARTWYCH

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Panie Jezu, Twoje Zmartwychwstanie jest przełomowym wydarzeniem, które wszystko czyni nowym. Całe stworzenie, które dotąd jęczało i wzdychało, teraz może i powinno wyskakiwać z radości. Jednak nie odczuje jej bez nawrócenia, bez złamania w sobie przekonania o własnej wielkości. Wielka radość wymaga wyznania prawdy, że nie tylko nic nie znaczymy, ale nas po prostu nie ma bez Ciebie. Wielka radość wymaga przylgnięcia do Ciebie z wiarą.

Bł. Hanna nie wyniosła żarliwej wiary z domu, mimo że została ochrzczona jako dziecko. Oto fragment jej wspomnień:

Oboje moi rodzice byli niewierzący: i moja Matka (w paszporcie wyznania ewangelicko-augsburskiego), długie lata w mękach ateistycznego pesymizmu, i mój Ojciec (w paszporcie rzymski katolik) pozytywistyczny wówczas liberał co się zowie! Każde z nich straciło inną wiarę i każdemu z nich został po niej inny osad.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami! Lub inwokacja (Hanno Chrzanowska opiekunko chorych i cierpiących, wstawiaj się za nami!

* * *

STACJA II

UCZNIOWIE PRZYBYWAJĄ DO PUSTEGO GROBU

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Panie Jezu, w wędrówce wiary, która odbywa się niejako we mgle, nie pozostawiasz uczniów samym sobie. Dajesz im mocne znaki na potwierdzenie swoich słów. Takim znakiem jest niewątpliwie pusty grób, choć nie dla wszystkich. Wystarczy popatrzeć na Apostołów. Załamani przerażającymi wydarzeniami Wielkiego Piątku, które każdy z nich odczuł jako całkowitą, także osobistą klęskę, teraz dowiadują się, że coś jest nie w porządku. Kobiety przekazują im orędzie Aniołów, twierdzą, że zmartwychwstałeś. Uczniowie słysząc to, nie chcą wierzyć. Muszą przekonać się sami. Piotr i Jan biegną do grobu. Widzą tam płótna oraz chustę, leżące nie razem, lecz oddzielnie. Jan wyznaje, że ujrzał i uwierzył. Piotr natomiast dziwi się, próbuje poskładać fakty. Wiara zaczyna w nim odżywać.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

Na kształtowanie się wiary Hanny wpłynęło zapewne wielu ludzi, w tym jej serdeczna przyjaciółka Maria Starowieyska, osoba bardzo religijna, a jednocześnie pełna tolerancji i poczucia humoru, niezmiernie przez Hannę lubiana i ceniona. W czasie, gdy Hanna zwracała swe myśli i serce ku katolicyzmowi, jej brat i matka zainteresowani byli antropozofią, opartą m.in. na wierze w reinkarnację. Hanna nigdy tych skłonności nie podzielała.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA III

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN UKAZUJE SIĘ MARII MAGDALENIE

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Serce, które szuka Boga, znajdzie Go. Maria Magdalena, ta sama z której wyrzuciłeś, Panie, siedem złych duchów, co w symbolice biblijnej oznacza całe piekło, jako jedna z nielicznych wytrwała pod krzyżem. Teraz stoi nad grobem i płacze, bo zabrano Ciebie. Maria jest w swoim świecie. Nawet aniołowie nie przyciągają jej uwagi. Nie jest zainteresowana dialogiem z nimi. Nie myśli logiką ziemską. Kieruje się sercem. Żyje wyłącznie Tobą, Panie. W tej chwili nie jest dla niej ważne, czy żyjesz, czy umarłeś, tylko to, że Cię nie ma. Tęskni za Tobą, pragnie i szuka Ciebie. Jeśli całą ziemię trzeba będzie przemierzyć, przemierzy, byleby Cię odnaleźć. Nagradzasz ją, ukazując się jej jako pierwszej.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

Trudno dokładnie ustalić, kiedy w życiu Hanny nastąpił zwrot ku Bogu. Nie potrafi tego powiedzieć żaden z ludzi jej bliskich, bo z nikim o tym nie rozmawiała. Na podstawie wydanych przez nią powieści, które traktują o Bogu w sposób żarliwy, stwierdzić można tylko, że ta wewnętrzna przemiana dokonała się najpóźniej w początku lat trzydziestych.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA IV

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN UKAZUJE SIĘ UCZNIOM NA DRODZE DO EMAUS

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Ciemności w wierze nie są przeszkodą dla Boga. Po wydarzeniach Wielkiego Piątku uczniowie byli przekonani, że wszystko skończyło się kompletną przegraną. Stracili wszelką nadzieję, są załamani, a jednak wciąż myślą i mówią o Tobie, Panie. Dwóch z nich odrywa się od wspólnoty i udaje do Emaus. W drodze rozprawiają o wydarzeniach ostatnich dni. Nierozpoznany przyłączasz się do nich. Karcisz ich za brak wiary, a następnie rozświetlasz mroki, cierpliwie tłumacząc Pisma. To nauka dla nas, abyśmy często pochylali się nad Słowem Bożym. Ono nas będzie formować, wychowywać, uczyć chodzić o własnych siłach.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

Pismo święte a zwłaszcza Ewangelie były stałą lekturą Hanny. Czytywała także pisma teologów: Rahnera, Voillaume’a, Bruckbergera, Newmanna. Często wracała do Myśli Pascala, w Wielkim Tygodniu zawsze do jego Tajemnicy Jezusa o agonii w Ogrójcu i do Rozmyślań o Męce Chrystusa Pana ks. Kalinki.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA V

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN OBJAWIA SIĘ UCZNIOM PRZY ŁAMANIU CHLEBA

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Na drodze wiary trzeba wciąż zapraszać Boga do własnego życia, inaczej przejdzie obok, szanując naszą wolność. Jak wiele ominęłoby uczniów z Emaus, gdyby nie zatrzymali Cię, Panie, niejako przymusili, abyś z nimi pozostał. Czekałeś na to zaproszenie, żeby dać się rozpoznać w geście łamania chleba, który jest wyraźną aluzją do Eucharystii. Teraz dopiero uczniowie uświadamiają sobie, co się z nimi działo w drodze, dlaczego ich serca płonęły. Poznają Cię, ale Ty znikasz im sprzed oczu. Tym samym wychowujesz ich i nas do nowej formy swojej obecności. Chcesz, abyśmy zrozumieli, że jesteś, żyjesz i działasz, chociaż Cię nie widzimy. Pozostajesz pod zasłoną sakramentalnych znaków. W Eucharystii jak refren słyszymy słowa, które nam o tym przypominają: „Pan z wami!”. Jesteś z nami i dajesz nam siebie pod postacią chleba, prosząc: „Bierzcie i jedzcie!”.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

W początkach lat pięćdziesiątych Hanna trafiła do Tyńca na liturgię Wielkosobotnią i zaczęła się nowa, wielka przygoda jej życia. W 1956 roku została oblatką benedyktyńską. Odpowiadał jej cały styl benedyktyński: powaga, pokój, chwała Boża, radość, umiar, szukanie we wszystkim Boga i nastawienie na wieczność. Chłonęła te bogactwa całą duszą: konferencje, dni skupienia, nieszpory, laudesy, kompleta – wszystko to odkrywało coraz nowe perspektywy, wciągało. Od dawna już codziennie uczestniczyła w Mszy św. i Komunii św.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA VI

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN OBJAWIA SIĘ UCZNIOM W WIECZERNIKU

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Wiara rośnie i umacnia się we wspólnocie Kościoła, którego głową jest Chrystus. Wieczorem owego pierwszego dnia uczniowie znów są razem w Wieczerniku. Zgarnąłeś ich, Panie, niejako zapędziłeś z powrotem dzięki swoim pojawieniom się. Nawet uciekinierzy do Emaus już przybiegli, chcąc podzielić się z Jedenastoma radosną wieścią, że żyjesz. Każdy mówi o swoim doświadczeniu. Wokół wrzawa, kłębowisko uczuć i nastrojów. Strach miesza się z radością, niepewność z nadzieją. I oto stajesz pośród nich, mimo drzwi zamkniętych. Zatrwożonym wydaje się, że widzą ducha. Uczysz ich, że Twoja obecność jest realna, choć inna. Zasiadasz z nimi do wspólnego stołu, wyjaśniasz Pisma. Po ośmiu dniach ponowisz przyjście, przekazując te same treści. Tym samym zaznaczysz, że niedziela ma być stałym dniem spotkania z Tobą.

Ze wspomnień o bł. Hannie: Hanna dużo się modliła. Chłonęła Boga po ludzku, a nie „nieziemsko”, skupiona, uważna podczas liturgii, prosta i jasna.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA VII

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN PRZEKAZUJE WŁADZĘ ODPUSZCZANIA GRZECHÓW

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Wiara potrzebuje oczyszczenia. Pokazuje to historia Twoich świętych, Panie. Maria Magdalena nosiła w sobie całe piekło. Jan i Jakub mieli pyszne ambicje. Piotr był gwałtownikiem, a w decydującym momencie okazał się tchórzem, wszak trzykrotnie zaparł się Ciebie. Pozostali uczniowie uciekli. Nic dziwnego, że zebrani w Wieczerniku po Twoim Zmartwychwstaniu pełni byli niepewności. Upadli i wyczekiwali Twojego przebaczającego spojrzenia. Wiedziałeś o tym, dlatego ukazawszy się im owego pierwszego dnia tygodnia nie tylko wymazałeś ich winę, ale też przekazałeś im władzę odpuszczania grzechów. Jak zapisał św. Jan, tchnąłeś na nich swojego Ducha, aby Jego mocą pomagali nam powstawać i rozpoczynać wszystko od nowa.

Słowa bł. Hanny:

Wczoraj spowiedź na Górce. Potęga Sakramentu. Obecność Chrystusa. (A sama spowiedź zwykła bardzo, nikła.) Potęga jakże wyczuwalna.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA VIII

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN UMACNIA WIARĘ TOMASZA

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Wiara szuka zrozumienia, potwierdzenia, dowodów. Nie ma w tym nic złego, jeśli towarzyszy temu pokora. Tomasz podobnie jak inni chciał się przekonać. Chciał dotknąć. Walczył o osobiste spotkanie z Tobą, Panie. Wyszedłeś mu naprzeciw. Przyjąłeś jego wyznanie wiary, jednocześnie wskazując wyżej: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Błogosławieni, którzy uwierzyli naocznym świadkom. Apostołowie bardzo nam w tym pomogli przez swoje niedowiarstwo, swoje twarde stąpanie po ziemi, swój trzeźwy rozum. Teraz możemy być pewni, że Zmartwychwstanie nie było wyrazem ich pragnień, wytworem ich wyobraźni, lecz faktem. Uwierzywszy, poniosą wiarę dalej. To także nasze zadanie.

Z listu bł. Hanny do kardynała Karola Wojtyły:

Przewielebny i bardzo drogi Księże Kardynale!

Nie mogę nie podzielić się z Księdzem Kardynałem wielką radością: trzy nasze zbłąkane owce przestały się błąkać. Takie „trudne przypadki” – nieszczęśnica skłócona ze światem i dwóch panów starszych, mądrych, wysoce wykształconych. Narzędziami byli: Alina, s. Serafina, Duchaczki i w jednym przypadku –Ojciec Karol. Ja narzędziem dalekim i malutkim. Tak bardzo się cieszę i nie wiem, jak Bogu dziękować. To radość, nagroda i oczywistość, że nasza droga jest Drogą.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA IX

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN SPOTYKA UCZNIÓW NAD JEZIOREM TYBERIADZKIM

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Miejsce kolejnego spotkania wybierasz, Panie, tam, gdzie wszystko się zaczęło. Zgodnie z poleceniem z orędzia Anioła przekazanym przez kobiety, Apostołowie udają się do Galilei. Nie wiedzą, co mają dalej robić. Wracają do tego, co znają –idą nad jezioro, by łowić ryby. Nocny połów, mimo ich umiejętności, okazuje się bezowocny. Ileż tu aluzji do dawnych wydarzeń! I oto o brzasku dnia dostrzegają postać na brzegu, która każe im ponownie zarzucić sieci. Jak trudno im teraz rozpoznać Ciebie, Panie, a przeszkodą nie są tylko poranne mgły. Mnóstwo złowionych na Twoje słowo ryb, jest dla Jana wyraźnym znakiem. Odgaduje: „To jest Pan”. Czekasz na brzegu na swoich uczniów. Przygotowujesz im posiłek, ale chcesz, żeby mieli w nim swój udział. Za chwilę poślesz ich, by współdziałając z Tobą łowili ludzi z morza śmierci i grzechu. Tak oto kładziesz kolejną cegłę pod budowę Kościoła. Będziesz w nim działał na wieki, ale potrzebujesz do tego naszych rąk. Wiara w Ciebie domaga się naszych uczynków.

Słowa bł. Hanny:

Aniśmy się spodziewały, że nasza praca, mimo że powstała z pobudek religijnych, będzie miała aż tak wielkie konsekwencje w dziedzinie nawracania niewierzących i pogłębiania wiary wierzących. Doprowadzenia do tego, aby człowiek w swojej chorobie powiedział Bogu „tak”. A właśnie ten rodzaj usług, jakie pełnimy, to apostolstwo czynu, nie samych słów, pomaga nam, toruje nam drogę.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA X

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN POWIERZA PIOTROWI SWÓJ KOŚCIÓŁ

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Wiara domaga się uznawania władzy w Kościele. Nad Jeziorem Tyberiadzkim przekazujesz Panie Piotrowi to, co mu niegdyś obiecałeś – prymat w Twoim Kościele. Oddajesz go w ręce wydawałoby się słabego człowieka. A jednak prawda jest inna: Piotr jest silny Twoją mocą. Zna prawdę o sobie. Upokorzyło go trzykrotne zaparcie się Ciebie. Będzie potrzebował tej pokory, bo i atak na niego będzie największy, próby najcięższe. Przekazując mu władzę w Kościele, pytasz o większą miłość, bo wymaga jej pasterzowanie. Święta władza lub inaczej hierarchia, to nie władza nad kimś, lecz dla kogoś. Piotr musi mieć większą miłość, bo ma prowadzić innych, chronić ich, dbać o ich rozwój, umrzeć za nich, gdy zajdzie taka potrzeba.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

Hanna była osobą o nader głębokim wyczuciu Kościoła i wielkiej pokorze. Mając olbrzymie i pionierskie doświadczenie, kapitalnie przeżyte braterstwo w Kościele, szerokie horyzonty i dalekie perspektywy, wykazywała olbrzymie wyczucie kompetencji, roli i funkcji poszczególnych członków Kościoła i wielki szacunek dla nich. Dzięki temu wychodziła ze wszystkich trudności obronną ręką. Broniąc swoich kompetencji i szanując kompetencje drugich, odnajdywała pełną współpracę z wieloma.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA XI

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN POSYŁA UCZNIÓW Z MISJĄ W ŚWIAT

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Wiary nie można zatrzymać dla siebie. Każdy wierzący ma ją przekazywać dalej, ma przyprowadzać innych do Ciebie, Panie. Taki właśnie nakaz zostawiasz swoim uczniom: głoście Ewangelię, doprowadzajcie do wiary i nawrócenia, chrzcijcie, włączając braci do rodziny Bożej.

Słowa bł. Hanny:

Systematyczna usługa ciału toruje nam drogę do dusz. Był pod naszą opieką taki jeden starszy pan, filozofujący matematyk. Odwiedzany przez kapłanów często? Nic z tych rzeczy. Nie chciał sakramentów. Myśmy go w dalszym ciągu pielęgnowały. Aż sam raz powiedział, że patrząc na naszą pracę widzi, że co innego filozofia Kanta, a co innego filozofia Ewangelii. W końcu na prośbę młodej, pielęgnującej go zakonnicy, nawrócił się i przyjął sakramenty.

Był inny chory po 60-tce, zgłoszony nam przez pewną jego znajomą, która w gorliwości swojej zgłosiła go nam nie tyle do pielęgnacji, ile do nawrócenia. Łatwe zadanie? Ów pan jak się później okazało, nigdy w życiu nie przyjął komunii św. Bardzo inteligentny, porządny człowiek. Sprawa pielęgnacji była paląca – ciężkie schorzenie neurologiczne. Nogi w ranach, które się szybko zagoiły, gdy je po prostu myto. Dowiedział się o rekolekcjach zamkniętych, które corocznie odbywają się z ramienia naszego duszpasterstwa w Domu Rekolekcyjnym XX. Salwatorianów w Trzebini. Był tam. Hołubiłyśmy go tak samo, jak innych w myśl zasady średniowiecznej, że „chory to nasz pan”. Słuchał nauk, brał udział w nabożeństwach. Było to dla nas bardzo dużo, chociaż jego znajoma głęboko się zawiodła, bo nasz pan do sakramentów nie przystąpił. Ale stanął u początku drogi. Stale odwiedzał go – stale podkreślam i kładę na to wielki nacisk- rekolekcjonista, z którym się zaprzyjaźnił. Życiu jego nic nie zagrażało – rekolekcjonista się nie spieszył, nie namawiał. Czekał, aż się rozbudzi wola tego człowieka. A myśmy nadal pielęgnowały go. Po miesiącach chory oświadczył, że „chce”. Nie zapomnę wyrazu jego twarzy, gdy czekał na spowiedź i komunię św. – pierwszą w swoim życiu- udzielaną mu w czasie Mszy św. w jego domu.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA XII

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN WSTĘPUJE DO NIEBA

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

To ostatnia Twoja chrystofania, Panie. Za chwilę wzniesiesz się w niebo w uwielbionym ciele i obłok zabierze Cię uczniom sprzed oczu. Wracasz do domu, do Ojca, wynosząc naturę ludzką do godności bóstwa. Tym samym pokazujesz, gdzie jest nasza ojczyzna, gdzie jest kres naszego pielgrzymowania. Ty, jako głowa Kościoła, już tam jesteś. My mamy się tam znaleźć. Apostołowie wpatrujący się w niebo są obrazem tej nadziei. Pomimo oficjalnego rozstania z Tobą nie są smutni. Ich radość wynika z wiary, że tak jak powiedziałeś, pozostaniesz z nimi po wszystkie dni. Nauczyli się nowej formy Twojej obecności: choć Cię nie widzą, wiara daje im pewność, że jesteś z nimi.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

Hanna kochała całym sercem góry. W roku 1972 wybrałyśmy się na Bobrowiec. Nie mogłyśmy początkowo trafić na szlak, więc – wstyd się przyznać – na wyczucie drapałyśmy się lasem przez pniaki, krzaki, wykroty, aż wreszcie dotarłyśmy na szczyt. Hanna chodziła już wolniej i mniej zręcznie, ale jej zachwyt nad wszystkim, co spotkała, nie malał, wręcz przeciwnie. Często odpoczywała w samotności, bez słowa.

Ta kontemplacja była wyraźną modlitwą. „Jakie to wszystko bajeczne. Pomyśl jak musi być wspaniale tam”, powiedziała do mnie, znacząco unosząc brew i spoglądając w niebo.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA XIII

UCZNIOWIE Z MARYJĄ OCZEKUJĄ DUCHA ŚWIĘTEGO

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Po Twoim Wniebowstąpieniu Panie rozpoczyna się czas Kościoła, który potrwa aż do paruzji. Uczniowie mają przedłużyć Twoją misję. Mają dotrzeć do każdego człowieka z kerygmatem, obudzić wiarę w Ciebie i otworzyć perspektywę powszechnego zbawienia, ale jeszcze są zbyt słabi. Czekają na wylanie Ducha św., tego samego, którego mocą działałeś i zmartwychwstałeś, Panie. Trwają jednomyślnie z Maryją na modlitwie.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

Na pytanie jednej z zakonnic, co ma przekazać od niej siostrom, Hanna powiedziała: „Niech się modlą i bardzo kochają Pana Boga, bo to najważniejsze”.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

* * *

STACJA XIV

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN POSYŁA KOŚCIOŁOWI DUCHA ŚWIĘTEGO

K.: Kłaniamy Ci się, Zmartwychwstały Chryste, i błogosławimy Ciebie.

W.: Że przez śmierć i zmartwychwstanie swoje dałeś życie światu.

Po wylaniu Ducha Św. Kościół może już biec samodzielnie. Jest mocarzem, bo ma moc z wysoka. Duch św. działa w nim na dwa sposoby: we wspólnocie i w głębi serca pojedynczego człowieka. Z  Niego bierze się moc sakramentów, siła Słowa Bożego. To On jednoczy, odnawia, ożywia Kościół, czyni go wciąż młodym i pięknym. Jednocześnie Duch Św. porusza sumienia poszczególnych osób, uzdalnia do modlitwy, pomaga wierzyć, uświęca.

Ze wspomnień o bł. Hannie:

W połowie lat sześćdziesiątych brałam udział w zamkniętych rekolekcjach dla chorych, które Hania organizowała każdego roku w Trzebini. Dowozili nas bezpłatnie z Krakowa ofiarni właściciele samochodów, nazwisk ich nie znaliśmy.

Gdy wysiadłam przed Domem Rekolekcyjnym, podjechało inne auto, z którego znany lekarz krakowski wyniósł sparaliżowanego siedemnastoletniego chłopca i oddał go w ręce pielęgniarek. Znałam tego lekarza, ponieważ leczył poprzednio mego męża, ale nie mówiłam mu, że jestem bliską krewną Hani. Przez chwilę siedzieliśmy na ławce przed gankiem, doktór milczał zamyślony, wreszcie powiedział: „Wie Pani, jestem głęboko przekonany, że jeżeli są na ziemi święci, to Hanna Chrzanowska do nich należy”.

Bł. Hanno Chrzanowska, módl się za nami!

(Komentarze do stacji opracowano na podstawie rekolekcji ks. Bronisława Mokrzyckiego)

Modlitwa przygotowana przez panią mgr Justynę Paluch, sekretarkę kancelarii parafii św. Mikołaja w Krakowie.

Świadectwo Beaty

Hanna Chrzanowska towarzyszyła mi codziennie przez 30 lat mojej pracy zawodowej. Kiedy wchodziłam czy wychodziłam ze szkoły, kiedy brałam aktywny udział w Dniach Patrona Szkoły. Patrzyłam na jej portret i czułam, że ona spogląda również na mnie. Czasami modliłam się do niej prosząc o wsparcie i wstawiennictwo, szczególnie w sytuacjach trudnych zawodowo ,a czasami beznadziejnych i zawsze wtedy czułam , że czuwa nade mną, że nie jestem zupełnie sama w swoich przekonaniach, działaniach czy podejmowanych decyzjach.
Rok temu przeżyłam wielką radość z możliwości uczestnictwa w jej beatyfikacji .Było to dla mnie niezwykłe doświadczenie, pozytywnie wzruszające. Po raz pierwszy brałam udział w tak podniosłej uroczystości religijnej i to jeszcze osoby tak bliskiej mi duchowo. Czułam się wyróżniona i szczęśliwa.
Kupiłam wówczas różaniec z jej wizerunkiem, który odegrał niezwykłą rolę w moim późniejszym życiu.
Po powrocie do domu po beatyfikacji okazało się, że moja 83 letnia mama, ma jednak raka esicy. Diagnoza była jednoznaczna. Czekała ją bardzo poważna operacja, im szybciej tym lepiej. Mamusia nie chciała zgodzić się na operację, nie akceptowała swojego stanu zdrowia. Byliśmy w rozpaczy.
I wtedy stało się coś wyjątkowego, dzięki uprzejmości i empatii kierownictwa szkoły przywiozłam relikwie Hanny Chrzanowskiej do naszego domu. Udekorowałam stół kwiatami, zapaliłam świece i zaczęłyśmy się modlić z siostrą i mamą o jej zdrowie i szczęśliwą operację. Po modlitwie zaśpiewałyśmy jeszcze kilka pieśni Maryjnych. Mamusia jakby była spokojniejsza i pogodzona ze swoją sytuacją.
Operacja odbyła się na początku czerwca 2018 roku w Warszawie w Klinice Onkologicznej. Wszystko się udało. Mamusia wracała szybko do zdrowia i nie mogła doczekać się powrotu o domu. Wyniki badań histopatologicznych były zadowalające. Dalsze leczenie radio czy chemioterapeutyczne było zbyteczne. Byliśmy przeszczęśliwi.
Od operacji minął już prawie rok. Mamusia czuje się dobrze i mam nadzieję, że jeszcze przez kilka lat będziemy razem.
W lipcu 2018 roku wyjechaliśmy z mężem i znajomymi na upragnioną wyprawę wakacyjną do Azji. Mąż jest nauczycielem, ale także wielkim pasjonatem – podróżnikiem i tą pasją podróżniczą zaraził także mnie. Przez pół roku organizuje samodzielnie wyprawę turystyczną, siedząc przed komputerem, rezerwując hostele, pensjonaty, kupując bilety lotnicze, kolejowe, czy autobusowe. Nasza rodzina żyje corocznie tymi wyprawami, już od grudnia. Czekamy tylko na trzynastkę i działamy. Tym razem opracował bardzo atrakcyjną wyprawę do Singapuru, Malezji, Indonezji ze zwiedzaniem Javy, Bali, Lomboku ,Gili.
I wszystko przez 4 tygodnie układało się doskonale. To co zaplanowaliśmy- zrealizowaliśmy Doznaliśmy niezwykłych wzruszeń i satysfakcji. Zdobyliśmy dwa wulkany: Bromo i Ijen, poznaliśmy ekscytującą kulturę wyspy Bali, zobaczyliśmy rajskie plaże na wyspie Lombok. Do pełni szczęścia brakowało nam tylko obecności córki i jej męża. I to się spełniło. 4 sierpnia, moja córka wraz ze swoim mężem doleciała szczęśliwie do nas. Cieszyliśmy się, że resztę wakacji spędzimy już razem. Pokazaliśmy im urocze plaże Lomboku, a w szczególności niezwykłą plaże Kokosową, na której można było zobaczyć przepiękne muszle Przydaczni Olbrzymiej, największego gatunku małża na świecie. Zjedliśmy przepyszną kolację w małej restauracyjce i pojechaliśmy do naszego hoteliku.
Był 5 sierpnia godzina 19:46 wszyscy byliśmy na zewnątrz budynku i planowaliśmy następny dzień wakacji. Mąż wyczuł to pierwszy, krzyknął –,, Trzęsienie, trawnik, gleba!”. Najpierw myślałam, że żartuje, ale po sekundzie też to poczułam, silne drganie ziemi i narastający przeraźliwy dźwięk, który był wszędzie i paraliżował. Rzuciliśmy się na trawnik, leżąc chwyciłam córkę za rękę. Ziemia drgała i falowała podrzucając nami jak piłeczkami na wysokość około pół metra. Przewody elektryczne zostały zerwane, zrobiło się nagle ciemno. W powietrzy widać było tylko iskry, zaczęły spadać dachówki, cegłówki. Indonezyjka, która mieszkała obok nas wpadła w panikę, podniosła się z trawnika i chciała biec w stronę budynków. Mój mąż w ostatniej chwili złapał ją za nogi i przewrócił na trawnik. Córka zaczęła płakać, trzymając się za ręce, modliłam się, żeby to się skończyło, żebyśmy przetrwali. Nie wiem ile to dokładnie trwało, ale dla nas to była wieczność. Nagle wszystko ucichło . Mieliśmy nie wiele czasu. Wiedzieliśmy, że za chwilę mogą nastąpić wstrząsy wtórne. Odwróciłam się w kierunku naszego domku, widok był przerażający, ale musieliśmy tam wejść i zabrać paszporty, pieniądze i rzeczy. Mąż całą siłą wypchnął drzwi i przez małą szczelinę dostaliśmy się do naszego pokoju. Na naszym łóżku leżał strop i pozostałości po telewizorze. Zerknęłam w kąt pokoju gdzie powinien stać stolik nocny, był cały. Na stoliku leżała moja komórka i etui od okularów, a w nim różaniec z wizerunkiem Hanny .Chwyciłam komórkę ,założyłam różaniec na szyję i zaczęliśmy z mężem odrzucać strop, żeby dostać się do naszych rzeczy, na szczęście strop był z karton-gipsu, a nie z betonu. Udało nam się odzyskać najważniejsze rzeczy i dokumenty Trwało to może trzy lub cztery minuty. Wybiegliśmy na zewnątrz .Tam spotkaliśmy chłopców z recepcji z latarkami, którzy sprawdzali czy wszyscy żyjemy. Poinformowali nas, że musimy natychmiast iść do punktu ewakuacyjnego, który jest położony na zboczu góry, ponieważ wystąpiło zagrożenie tsunami. Podczas rozmowy z chłopcami z recepcji przyszło wtórne trzęsienie ziemi. Trwało krócej, ale znów leżeliśmy na ziemi, czując jej falowanie, drgania i przerażający skowyt. Kiedy ustąpiło, zaczęliśmy uciekać w stronę punktu ewakuacyjnego. Tam już było mnóstwo ludzi i panowała totalna dezinformacja i panika. W pewnym momencie kazali nam uciekać na szczyt góry, a więc najprawdopodobniej idzie tsunami. Więc ich posłuchaliśmy. W trakcie wspinania się na szczyt góry przychodziły wstrząsy wtórne. Wspinaliśmy się jednak mimo, że ziemia obsuwała nam się z pod nóg. Podczas jednego ze wstrząsów zobaczyłam w ostatnim momencie zerwaną gałąź, która leci w moim kierunku. Zasłoniłam instynktownie ręką oko. Byłam oszołomiona. Wokół było ciemno, wspinałam się za ludźmi, ale ich nie rozpoznawałam. Szłam tylko w górę. Pogubiłam się z rodziną. Na szczycie wróciła świadomość. Zorientowałam się że jestem sama bez rodziny. Towarzyszyła mi tylko myśl, że muszę ich odnaleźć. Jakiś Niemiec, podświetlił komórką moją twarz i zobaczył, że krwawię. Dał mi chusteczkę, wytarłam twarz i chciałam wracać do rodziny, nie puścili mnie. Kazali mi czekać, aż odwołają tsunami.
Były to najgorsze chwile w moim życiu. Nie wiedziałam czy spotkam jeszcze moją rodzinę. Zaczęłam się modlić . Po godzinie ktoś otrzymał SMSa, że możemy schodzić . Podczas zejścia jakieś 100 metrów od miejsca, w którym byłam, zobaczyłam światło komórki, a w nim twarz Szymona, męża mojej córki
Cieszyłam się, że wszyscy żyjemy, ale wiedzieliśmy, że to jeszcze nie koniec trzęsień. Czekaliśmy na wzgórzu całą noc. Modliłam się do Hani, żeby pozwoliła nam przetrwać i powrócić do domu.
Wydostać się z wyspy było bardzo trudno. Koczowaliśmy na lotnisku przez 3 dni, doświadczając kilku wstrząsów wtórnych i paniki . Przetrwaliśmy . Udało nam się wszystkim wrócić do kraju.
Trzęsienie ziemi o magnitudzie 6,9, które nawiedziło wyspę Lombok, było jednym z najgorszych w historii tej wyspy. Zginęły 563 osoby, a rannych zostało 1477 osób.
My dzięki opatrzności Boskiej i wstawiennictwu Hanny Chrzanowskiej żyjemy!
Różaniec długo nosiłam na szyi, ale niestety rozerwał się . Pozostał mi tylko obrazek z wizerunkiem Hanny i kilka paciorków.

Beata

Cud za wstawiennictwem Hanny Chrzanowskiej

W czasie śpiączki pewnej chorej przyśniła się Hanna Chrzanowska. Uśmiechała się i zapewniała: „Wszystko będzie dobrze”. A wszystko to za sprawą pobożnych pielęgniarek z Krakowa. Oto historia cudu, który został zatwierdzony przez Watykan.

Cud, o którym tu mowa, miał miejsce w Krakowie. Mieście, z którym Chrzanowska była wielorako związana rodzinnie oraz zawodowo. Choć urodziła się w Warszawie (1902 r.), to do Krakowa przyjechała mając zaledwie 8 lat i tam podjęła najważniejszą życiową decyzję: o zostaniu pielęgniarką.

W czasach II Rzeczpospolitej przebywała raczej w Warszawie lub na stypendiach zagranicznych. Ale od momentu wybuchu II wojny światowej już do końca życia przebywała w Krakowie. Tam podjęła współpracę najpierw z kard. Adamem Sapiehą, potem zaś z kard. Karolem Wojtyłą.

Dzięki życzliwości przyszłego papieża Hannie Chrzanowskiej udało się zrealizować swój pomysł pielęgniarstwa parafialnego. Polegał on na tym, aby chorym z parafii była świadczona pomoc nie tylko w formie posługi księdza lub darów materialnych, lecz także pracy pielęgniarki. A ponieważ sama Hanna była bardzo religijna i codziennie uczestniczyła w mszy świętej, starała się także o to, aby była ona odprawiana również w domach obłożnie chorych.

Jej aktywności nie zahamowała nawet choroba nowotworowa. Zmarła w 1973 roku, a 25 lat później rozpoczął się proces beatyfikacyjny. W 2015 r. ogłoszono dekret o heroiczności jej życia i cnót. Do beatyfikacji brakowało tylko cudu. Obecnie za cud uznano nadzwyczajne wydarzenie z 2001 r.

Wtedy bowiem 66-letnia kobieta doznała wylewu krwi do mózgu, połączonego z jednoczesnym lekkim zawałem serca. Efektem był paraliż obu nóg i jednej ręki. Jej stan był na tyle katastrofalny, że nie nadawała się do operacji. Dlatego też przewieziono ją na oddział zachowawczy.

Tam z chorą nie było kontaktu, a personel utrzymywał jedynie jej czynności wegetatywne: oddychanie, bicie serca itd. Nie dawano kobiecie dużych szans na przeżycie. Gdyby jednak nawet nie umarła i odzyskała przytomność, to i tak na zawsze pozostałaby jej „pamiątka” po wylewie i zawale: osłabienie siły i zasięgu sparaliżowanych wcześniej nóg i ręki, czyli ich niedowład; zaburzenia mowy oraz ciągła hospitalizacja.

Wszystko jednak skończyło „happy endem”. W czasie śpiączki chorej przyśniła się Hanna Chrzanowska. Uśmiechała się i zapewniała: „Wszystko będzie dobrze”.

Wkrótce kobieta wybudziła się ze śpiączki, a zaskoczeni lekarze stwierdzili, że ich pacjentka nie tylko normalnie mówi, ale też rusza unieruchomionymi do tej pory kończynami. Leczenie trwało jeszcze jakiś czas, ale mieszkanka Krakowa wróciła do zdrowia.

Dlaczego jednak akurat w tej konkretnej sprawę zainterweniowała przyszła błogosławiona? Otóż uzdrowiona kobieta miała koleżankę pielęgniarkę. W dniu, w którym miały miejsce opisane wyżej nieszczęśliwe wydarzenia (wylew i zawał) pielęgniarka ta uczestniczyła w comiesięcznej mszy świętej odprawianej z prośbą o beatyfikację Hanny Chrzanowskiej.

Na te msze chodziły głównie członkinie Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych. Do niego należała również wspomniana pielęgniarka. Ona też wezwała zgromadzone na Eucharystii koleżanki z wymienionego Stowarzyszenia do odmówienia nowenny w intencji uzdrowienia chorej 66-latki z Krakowa za przyczyną sługi Bożej Hanny Chrzanowskiej.

Nowenna rozpoczęła się od razu, czyli zaraz po apelu w tej sprawie. I była skuteczna, jak dowodzi fakt niespodziewanej poprawy stanu osoby, za którą się modlono. A ponieważ Chrzanowska była pielęgniarką, można powiedzieć, że swoim wstawiennictwem uczyniła przysługę koleżankom po fachu.

Dodajmy na koniec, że ten artykuł powstał w dużej mierze dzięki uprzejmości ks. Andrzeja Scąbra. referenta ds. kanonizacji archidiecezji krakowskiej. Udzielił on bowiem chętnie informacji niezbędnych do opisania cudu dokonanego za przyczyną Hanny Chrzanowskiej. Ks. Scąber zdementował również informację funkcjonującą w internecie, jakoby osobą, która dała podstawy do beatyfikacji Hanny Chrzanowskiej był niewierzący mężczyzna, który po cudownym uleczeniu z tętniaka mózgu nawrócił się na katolicyzm.

Artykuł ukazał sie na portalu Aleteia